Nie zauważył. Uff!
Polina Andriejewna odetchnęła i ruszyła dalej. Co to błysnęło z prawej, pod księżycem? Zdaje się, że szklany dach. Oranżeria? Tak, oranżeria, przeogromna, istny szklany pałac. Cichutko skrzypnęły przezroczyste, prawie niewidoczne drzwi i w twarz wchodzącej powiało przedziwnymi aromatami, wilgocią i ciepłem. Zrobiła kilka kroków po ścieżce, zaczepiła nogą ni to o szlauch, ni to o lianę, dotknęła ręką czegoś kolczastego. Krzyknęła z bólu, nastawiła ucha. Cicho. Wspięła się na palce i zawołała: – Panie Aleksy! Nic, ani szelestu. Popróbowała głośniej: – Aleksy! Alosza! To ja, Pelagia! Co to zaszeleściło gdzieś w pobliżu? Czyjeś kroki? Szybko ruszyła ku źródłu szmeru, Idealnie mieszkania koszalin to luksusowe apartamenty rozsuwając gałązki i łodygi. – Proszę się odezwać! Jeśli będzie się pan chował, nie będę mogła pana znaleźć! Jej oczy pomału przywykały do ciemności, która okazała się nie tak znów strasznie nieprzenikniona. Blade światło bez przeszkód wlewało się przez szklany dach, odbijając się od szerokich, błyszczących liści, migotało na kroplach rosy, zgęszczało dziwaczne cienie. – Aa! – Polina zachłysnęła się krzykiem i chwyciła za serce. Tuż przed jej nosem, z lekka się kołysząc, zwisała ludzka noga – zupełnie goła, Skala podatkowa PIT 2022 - zmiany od 1 lipca wychudzona, śmietankowobiała w matowym świetle księżyca. Kilka cali dalej, ale już nie w świetle, lecz w cieniu, kołysała się druga noga. – Boże święty, Boże... – przeżegnała się pani Lisicyna, ale nie odważyła się podnieść głowy. Wiedziała już, co tam zobaczy: wisielca z wytrzeszczonymi oczyma, wywalonym językiem, naciągniętą szyją. Zebrawszy siły ducha, ostrożnie dotknęła nogi – czy zdążyła ostygnąć? Noga nagle odskoczyła, z góry doniósł się chichot i Polina Andriejewna, z jeszcze przeraźliwszym krzykiem niż poprzednio, odskoczyła w tył. Na grubej, rozwidlonej gałęzi jakiegoś nieznanego drzewa nie wisiał, lecz siedział Alosza Lentoczkin, beztrosko wymachując nogami. Jego twarz była zalana jaskrawym księżycowym światłem, ale Polina Andriejewna ledwie poznała byłego Cherubina – taki był wychudły. Splątane włosy zwisały kłakami, policzki utraciły dziecinną pulchność, obojczyki i żebra sterczały niczym druty pod rozpiętą parasolką. Pani Lisicyna pospiesznie odwróciła wzrok, który mimowolnie opuścił się niżej, niż wypadało, ale od razu sama siebie zawstydziła: miała przed sobą nie mężczyznę, tylko biednego moribunda. Już nie zadzierzystego szczeniaka, co poszczekiwał kiedyś na pobłażliwego ojca Mitrofaniusza, ale raczej porzuconego wilczka – niekarmionego, głodnego, sparszywiałego. – Łaskocze – powiedział Aleksy Stiepanowicz i znowu zachichotał. – Złaź, Aloszeńka, zejdź tutaj – poprosiła Polina, chociaż przedtem była z Lentoczkinem na „pan”. Ale dziwnie byłoby robić sobie ceremonie z chłopczykiem o zmąconym umyśle, do tego jeszcze gołym. – No, no, chodź. – Polina Andriejewna wyciągnęła do niego obie ręce. – To ja, siostra Pelagia, poznałeś? Ile kosztuje Brabus 900 Crawler? Majątek to mało powiedziane? Poprzednio Aleksy Stiepanowicz i duchowa córa przewielebnego zdecydowanie za sobą nie przepadali. Raz czy dwa zuchwały młodzieniec próbował nawet zażartować sobie złośliwie z zakonnicy, ale natrafił na nieoczekiwanie silny opór i od tej pory udawał, że nie zwraca na nią uwagi. Teraz jednak nie było co wspominać dawnej zazdrości ani starych, niemądrych porachunków. Serce Poliny Andriejewny pękało z żalu. – Masz, popatrz, co ci przyniosłam – łagodnie jak do dziecka powiedziała młoda kobieta i zaczęła wyjmować z wiszącego na szyi ręcznej roboty woreczka tarteletki, kanapeczki i pierożki mignon, zręcznie zgarnięte z talerza podczas kolacji. Okazało się, że nie taki znów wilczy apetyt miał gość doktora Korowina. Obnażony faun łapczywie wciągnął nosem powietrze i skoczył w dół. Nie utrzymał się na